Po latach w USA przypadkowo się spotkali. "Nie rozpoznałam go ...

Urodzony 10 marca 1951 r. w Białogardzie, Andrzej Wasilewicz już w młodości odkrył pasję do aktorstwa. Pierwsze kroki na scenie stawiał już w szkole podstawowej, lecz prawdziwą sławę przyniosła mu rola w filmie, w którym wystąpił jako student.
W 1975 r. Andrzej ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie, by zaraz potem dołączyć do zespołu Teatru Powszechnego, z którym był związany przez pięć lat. Popularność zdobył dzięki roli Zenka Adamca w filmie "Nie ma mocnych", gdzie zagrał u boku Anny Dymnej.
Ludzie kojarzyli moją twarz. Nie zawsze wiedzieli skąd. Słyszałem na ulicy: "Nie pamiętasz, byliśmy razem w wojsku". A ja nigdy w wojsku nie byłem...
— opowiadał po latach w "Życiu na gorąco".
Obiecujący młody aktor szybko stał się obiektem westchnień wielu kobiet. "Ktoś powiedział o mnie: polski Marlon Brando" — wspominał w wywiadzie. Wasilewicz podkreślał jednak, że nie wykorzystał powodzenia u płci pięknej.
Poza "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć" Wasilewicz wystąpił w takich produkcjach jak "Trzecia granica", "Aria dla atlety" czy "Miś".
Mimo sukcesów na scenie i ekranie, podjął decyzję o wyjeździe z kraju.
Przyczyną były trudności życiowe i brak perspektyw na własne mieszkanie, które mógłby otrzymać jedynie zapisując się do partii — na co nie chciał się zgodzić. Wyjechał najpierw do Francji, potem do Niemiec, a ostatecznie osiadł w Stanach Zjednoczonych.
W USA rozpoczął studia na kierunku reżyseria filmowa na Uniwersytecie Columbia. Jednocześnie pracował jako barman w nowojorskim barze, co dawało możliwość do wielu wyjątkowych spotkań.
"W dzień studiowałem reżyserię filmową, w nocy zarabiałem. Musiałem utrzymać rodzinę. Z pracy barmana były spore pieniądze. To był dla mnie teatr jednego aktora. W Ameryce barman odgrywa rolę księdza, psychologa, przyjaciela. Byłem legendą jako barman. Przychodził do mnie syn prezydenta Johna Kennedy'ego. Rozmawialiśmy o życiu. Podobało mu się, że nie traktowałem go w żaden specjalny sposób. Ten bar był miejscem kultowym. Chociaż wyglądał jak chatka Baby Jagi"
— opowiadał Andrzej Wasilewicz w "Życiu na gorąco".
Podczas pobytu w USA, dotarła do niego wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Informacja ta zastała go podczas jednego z jego występów dla Polonii. Po usłyszeniu wieści, zaangażował się w działania wspierające rodaków — pisał pieśni patriotyczne emitowane w radiu Wolna Europa i brał udział w manifestacjach przeciwko reżimowi generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Pod koniec lat 90. na krótko wrócił do kraju, gdzie zagrał w filmie "Szczęśliwego Nowego Jorku" (1997) u boku takich aktorów jak Bogusław Linda czy Zbigniew Zamachowski. Była to jego ostatnia rola. Mimo chwilowego powrotu, zdecydował się jednak na stałe zamieszkać w Southampton w stanie Nowy Jork.
Wasilewicz zmagał się z chorobą Parkinsona, która znacząco wpłynęła na jego życie.
Anna Dymna, z którą zagrał w "Nie ma mocnych", spotkała się z nim przypadkowo po latach w Nowym Jorku. Przyznała, że początkowo go nie rozpoznała, ponieważ choroba tak bardzo go zmieniła — był wychudzony i spowolniony.
Przyglądał mi się jakiś mężczyzna, ale nie rozpoznałam w nim Andrzeja. Pamiętałam go jako witalnego, silnego, a ten był wychudzony, spowolniony, ledwo mówił
— wspominała w rozmowie z "Faktem".
Andrzej Wasilewicz zmarł 13 grudnia 2016 r. w szpitalu na Long Island w Nowym Jorku. Miał 65 lat.