Gorące tematy zamknąć

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat (2025) recenzja i opinia o ...

Kapitan Ameryka Nowy wspaniały świat 2025 recenzja i opinia o
Recenzja filmu Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat, zaliczanym do kanonu multiwersum Marvela, w którym swój debiut zlicza Harrison Ford w roli Czerwonego Hulka.

„Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" to pierwszy film o słynnym trykociarzu po odejściu Steve’a Rogersa (Chris Evans). Dla części fanów Kapitan Ameryka skończył się właśnie po tym odejściu, ale Disney zaplanował nowe rozdanie. Jak w pierwszym solowym filmie sprawił się nowy bohater Ameryki? 

Już od jakiegoś czasu Disney łączy narrację filmów ze swoimi serialami i podobnie wygląda to tutaj. Jeśli wybieracie się do kina warto przede wszystkim nadrobić serial „Falcon i Zimowy żołnierz", bo to właśnie w jego finale Anthony Mackie, który gra Sama Wilsona aka Falcona, oficjalnie przyjmuje tytuł Kapitana Ameryki, a tym samym wielką odpowiedzialność za sztandar, jaki musi nosić na piersi. Znajomość serialowych przygód Falcona nie jest oczywiście niezbędna, by śledzić akcję filmu, ale moim skromnym zdaniem - bardzo wskazana. Podobnie jak powrót do.... starusieńkiego Hulka. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Ameryka wita nie tylko nowego Kapitana, ale również prezydenta, Thaddeusa Rossa. I to właśnie postać znana z "Incredible Hulk" z 2008 roku, w którą tym razem wciela się debiutujący w Marvelu Harrison Ford, jest w centum zainteresowania. O tym, że „Indiana Jones" świetnie sprawdzi się w roli prezydenta USA mogliśmy przekonać się choćby w filmie „Air Force One" z 1997 roku i tutaj aktor również doskonale bawi się swoją rolą i momentami jego wątek wskakuje wręcz na pierwszy plan. A że przy okazji „użycza" też twarzy czerwonemu Hulkowi, jego postać tylko zyskuje w oczach widza. Ba, po seansie czułem zawód, że było go tak mało i czułem się trochę oszukany przez trailery, które nie tylko obiecywały co innego, ale zdradziły największą niespodziankę filmu.

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat (2025) - recenzja i opinia o filmie [Disney]. Indiana Hulk  

„Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" to najkrótszy film o Kapitanie Ameryce i jeden z najkrótszych w całym multiversum Marvela, wszak zamyka się w niespełna dwóch godzinach. Nie uważam tego za wadę, bo w ciągu 120 minut można opowiedzieć świetną historię i początkowo film taką właśnie zapowiada. Zmęczony nieco tymi wszystkimi filmami Marvela naładowanymi efektami CGI i akcją goniącą na złamanie karku, liczyłem po prostu na dobry szpiegowski thriller, który wyłamie się trochę ze schematu. A nawet bardziej niż trochę. Niestety sama historia ostatecznie nie wyróżnia się z tłumu, jest sztampowa, potrafi przynudzać, a jeśli idąc do kina wiemy, że do filmu dokręcane były sceny, sprawne oko wyłapie, że spójność narracji na tym ucierpiała. 

Zbliża się kolejny kryzys światowy, a żeby mu zapobiec, trzeba będzie przeprowadzić śledztwo i odkryć międzynarodowy spisek. Kurtyna. Pikanterii zamieszaniu dodaje fakt, że w sprawę zamieszany jest były kolega kapitana Ameryki, Isaiah Bradley, na którym przez lata eksperymentowano, a którego posądza się próbę zabójstwa prezydenta Rossa. Nuda, naprawdę nuda. A szkoda, bo Anthony Mackie (przypomnijmy, że to właśnie ten aktor gra pierwsze skrzypce w serialu „Twisted Metal”) w roli nowego kapitana Ameryki sprawdza się naprawdę dobrze i niespecjalnie nawet tęskniłem za Chrisem Evansem. Jest charyzmatyczny i czuć chemię w jego relacjach z innymi postaciami (zwłaszcza Rossem i Dannym Ramirezem, nowym Falconem), sęk w tym, że Marvel dość szybko sprowadza nowy firm po prostu do bycia „kolejnym Marvelem". Niby rozwija uniwersum po Endgame, pojawia się wątek nowych Avengersów, ale finalnie nie rusza w ogóle do przodu. Niby ma poważniejszy, bardziej przyziemny ton, ale nigdy nie wychodzi poza przyjęty margines. I co z tego, że relacje głównych bohaterów są dobrze napisane, skoro scenariusz nie daje im błyszczeć?

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat (2025) - recenzja i opinia o filmie [Disney]. Te same klocki  

Oczywiście dla fana popcornowego kina będzie to nadal bardzo dobrze skrojone widowisko, bo efekty specjalne stoją na dobrym poziomie, a akcja jest warta, zwłascza w drugiej połowie filmu, ale jakoś podskórnie wierzyłem, że faktycznie będzie to nowy początek dla MCU i po świetnym w mojej opinii „Deadpool & Wolverine” (jeden z najbardziej dochodowych filmów 2024 roku) studio pójdzie za ciosem. Tymczasem już w połowie filmu miałem wrażenie, że Marvel trochę postraszył czymś nowym, zrobił kółko i serwuje mi to co już znam. Brakuje tu po prostu jakiegoś magnesu, który pozwoliłby nam ponownie uwierzyć w to uniwersum. I jego potencjał na rozwój. 

Jeśli z nostalgią wspominacie postać Thanosa i kolejne filmy nakręcające widza przed ostatecznym starciem z nim, tutaj antagoniści zostali potraktowani po macoszemu. Użyłem słowa antagoniści, bo jest ich w sumie kilku. Giancarlo Esposito to klasa sama w sobie, ale czemu Marvel nie wykorzystał należycie jego talentu? Nierówno wypadają też postacie drugoplanowe. Symbolem nijakości jest Ruth Bat-Seraph, izraelska superbohaterka, na obecności której film bardziej stracił niż zyskał.

„Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" bywa zabawny i ma kilka naprawdę emocjonalnych momentów oraz pomysłowo nakręconych scen. Ot, niezobowiązujący popcorniak na weekend, jakich Marvel stworzył wiele. No właśnie - to powinien być bardziej odważny krok do przodu. Potencjał był, ale jak widać wybrano bezpieczny schemat dalej zjadając własny ogon. Szkoda. 

Podobne tematy: wiadomosci, zdjęcia i wideo
Archiwum wiadomości
Najpopularniejsze wiadomosci, zdjęcia i wideo w tym tygodniu