Bliski ideału, czyli koncert Lenny'ego Kravitza w Krakowie [RELACJA]

Jeden z najlepszych rockmanów swojego pokolenia po raz kolejny odwiedził Polskę. I udało mu się wypełnić krakowską TAURON Arenę po brzegi. Dzisiaj zrobi to ponownie w Łodzi, gdzie zagra drugi koncert nad Wisłą. Wielopokoleniowa zabawa zaczęła się nieco później, bo gwiazdor pojawił się na scenie z lekką obsuwą. Na szczęście studencki kwadrans został mu szybko wybaczony, gdy tylko z głośników wybrzmiały pierwsze dźwięki gitary.

Lenny Kravitz to jeden z nielicznych rockmanów, któremu sukcesywnie udało się rozwijać karierę, kiedy radiostacje powoli zalewała fala popu. Dzisiaj ma na koncie 40 mln sprzedanych płyt i oddaną rzeszę fanów na całym świecie. Zresztą w Polsce jest ich silna reprezentacja, a on doskonale o tym wie. Miał zagrać u nas w 2020 r., ale wtedy ze względu na pandemię, koncert odwołano. Na szczęście cztery lata później, nie zapomniał o swoich ulubieńcach i postanowił wrócić.

Od razu zaczęło się sentymentalnie, bo wspomniana już gitara zabrała nas do lat 90. i krążka "Are You Gonna Go My Way". I tak do końca skakaliśmy sobie wspólnie pomiędzy różnymi etapami w karierze wokalisty. Bo chwilę później mieliśmy już "Minister of Rock 'n Roll" (2004) oraz "TK421" z jego najnowszego dzieła.

Kawałki z "Blue Electric Light", czyli jeszcze ciekłego wydawnictwa Kravitza, mogliśmy usłyszeć podczas tego wieczoru jeszcze dwukrotnie ("Paralyzed" oraz "Human"). Kravitz doskonale wie, jak podgrzewać powoli atmosferę, bo z każdą kolejną piosenką, robiło się jeszcze lepiej.

Wokalista nie zapomniał oczywiście o swoich największych hitach. "The Chamber" większość znała już oczywiście po jednej nutce. Roztańczony tłum śpiewał ile sił w gardle. Zresztą jak jesteśmy już przy śpiewaniu, to wielki szacunek dla wszystkich przybyłych za "I Belong To You", które rozczuliło nawet samego artystę.

Największa impreza zaczęła się oczywiście pod koniec, kiedy Kravitz strzelał hitami jak z armaty. Przy "Again" już nikt nie siedział na ławeczce. Wszyscy świetnie się bawili. Ponadczasowy cover "American Woman" The Guess Who porwał nawet tych, którzy być może jeszcze nie byli do końca przekonani. A "Fly Away" rozpoczęło już absolutnie szaleństwo w Krakowie.

Lenny Kravitz jest jednym z najsłynniejszych artystów na świecie i zasługuje na wszystkie laury, które spotkały go w życiu. Bo kiedy artystę można oskarżyć o playback, chociaż doskonale wiesz, że śpiewa na żywo, to znaczy, że jest po prostu fenomenalny.

Jego głos brzmiał dokładnie tak, jak ten odpicowany w studiu. To najlepszy dowód na to, że wokalista ciężko pracował nad tym, by nauczyć się pracować ze swoim wokalem. Bo talent to jedno, ale szlifowanie umiejętności to drugie. Był tak świetny, że lekkie wpadki, które mu się zdarzyły, mógł wyłapać każdy amator.

Niezrozumiałe troszeczkę były przerwy między utworami. Pojawiająca się co jakiś czas niezręczna cisza sprawiała, że atmosfera wydarzenia co jakiś czas zwalniała. Kravitz próbował za to łapać kontakt z publicznością przy każdej możliwej okazji. Pochwalił się nawet tym, że przez najbliższe pięć lat będzie grał ciągle koncerty, wydawał płyty i współpracował z różnymi muzykami. Obiecał też, że jeszcze wróci do Polski.

Zanim go jednak pożegnamy, to spotkajmy się z nim dzisiaj jeszcze raz — tym razem w Łodzi, gdzie historia powtórzy się w Atlas Arenie.