Mała piłka chce do dużej. Futsalowe kluby łączą się z piłkarskimi
O sile marketingowej Widzewa i Legii świadczy to, że transmisja z meczu tych drużyn w TVP Sport była drugą najchętniej oglądaną w całym sezonie FOGO Futsal Ekstraklasy (prawie 100 tys. widzów w szczycie), choć warszawski zespół był wówczas ostatnią drużyną w tabeli, Widzew grał przeciętnie, a mecz był – mówiąc wprost – dość nudny.
– Muszę pochwalić widzewski networking. Ludzie biznesu, będący kibicami klubu, często sami podpowiadają, z kim warto porozmawiać. Doradzają także w kwestii rozwoju lub promocji, a nawet w kwestiach podatkowych czy optymalizacji kosztów – opowiada Olczak.
Ciepłe spojrzenie samorząduPrezes Widzewa nie chce zdradzić, jakim budżetem dysponuje jego klub. Gdy pytamy jednak, ile razy jest większy w porównaniu z sezonem 2020/21, gdy Widzew funkcjonował jeszcze jako Malwee Łódź w pierwszej lidze, odpowiada, że różnica jest ponad dwudziestokrotna. Zwraca też uwagę, że zauważalna jest większa przychylność ze strony miasta. – Widzew to marka Łodzi i miastu również zależy, byśmy je godnie reprezentowali – mówi.
Tę przychylność najlepiej widać w Gliwicach. W 2016 roku, gdy futsalowy Piast raczkował, dostał z miasta 120 tys. zł dotacji. W 2023 roku to aż 1,9 mln zł. Piłkarski Piast, dla porównania, może liczyć na 5,4 mln zł.
Gdy Marcinowi Kiełpińskiemu, honorowemu prezesowi Sośnicy Gliwice, która właśnie weszła do ekstraklasy, mówimy, że dwa warszawskie kluby – Legia oraz AZS UW Wilanów – otrzymały w zeszłym miesiącu po 109 tys. zł miejskiej dotacji, tylko wzdycha. – To byłby dla nas prawie cały budżet – mówi. Sośnica, w przeciwieństwie do Piasta, pieniędzy z miasta nie ma żadnych. Choć Kiełpiński jest w Gliwicach radnym.
Na korzyści, ale także wartość marki, zwraca również uwagę Sebastian Bednarz, prezes Śląska Wrocław, który właśnie awansował do pierwszej ligi, ale nie zaspokoił tym apetytu. – To, że jesteśmy Śląskiem, to na pewno duży argument. Ta marka jest pomocą w rozmowach, ale też zobowiązaniem, gdyż Śląsk zawsze mierzy wysoko i nasze działania są w ten sam sposób ukierunkowane – wskazuje w rozmowie z „Parkietem”. – Samo bycie Śląskiem nie powoduje, że wsparcie przychodzi samo – zaznacza.