Gorące tematy zamknąć

List do biskupów polskich na Wielki Czwartek 2023 Więź

List do biskupów polskich na Wielki Czwartek 2023 Więź
Drodzy Bracia Biskupi!

Czemu chowacie swoje twarze i serca za kolejnymi dyscyplinującymi dekretami i listami? Czemu Was nie ma na odległość ręki?

Drodzy Bracia Biskupi!

To swoiste szczęście, że choć w świecie sztuka epistolarna już od dawna wyraźnie zanika, w Kościele nadal ma się ona dobrze. Dzięki niej mogę dowiadywać się regularnie, każdego roku, przy okazji Wielkiego Czwartku, co ważnego macie do powiedzenia nam, księżom.

Ta coroczna pamięć o nas pomimo tylu ważnych spraw, którymi na co dzień jesteście pochłonięci, powinna zostać doceniona i doczekać się w końcu jakiejś odpowiedzi z naszej strony. A ponieważ na listy wypada odpowiadać – nie tylko z powodu dobrego wychowania, ale także z potrzeby serca – postanowiłem w końcu i ja odwzajemnić się listem do Was i doprawdy wstyd mi, że robię to dopiero teraz, w dwudziestym czwartym roku kapłaństwa.

Wspomniałem o potrzebie serca, bo nawiązanie do niej znalazło się w Waszym tegorocznym liście do nas, kapłanów: „Jezus chce, żebyśmy się zatrzymali, szczerze wylali przed Nim serce i przyjęli Jego interpretację rzeczywistości, którą zostawił nam w swoim słowie”. To stwierdzenie, jak piszecie, jest ważną wskazówką, „że z naszymi pytaniami, emocjami, kryzysowymi sytuacjami nie zostajemy sami, bez odpowiedzi czy prowadzenia”.

Dlaczego żaden z Was nie powie otwarcie, że też ma swoje ogrody oliwne, zaparcia się, ucieczki i zdrady? I że są one Wasze, a nie tylko Judasza, Piotra i pozostałych uczniów Jezusa

ks. Adam Świeżyński

Udostępnij cytat

Facebook

Twitter

Bez wątpienia, gdy chodzi o Boga, możemy być pewni Jego obecności i troski o nas nawet w najtrudniejszych okolicznościach życia. Zastanawiam się tylko, czy ta obecność nie potrzebuje jakiegoś ludzkiego zapośredniczenia, konkretnego osobowego nośnika, w którym będzie się mogła uobecnić.

Pomoc nie przychodzi od Was, biskupów

Moje skromne życiowe doświadczenie podpowiada mi, że ilekroć oczekuję Bożego wsparcia, przychodzi ono poprzez innych ludzi, którzy niekiedy nieoczekiwanie zjawiają się na mojej drodze. Ta nieoczekiwana obecność innych jest dla mnie tym bardziej zaskakująca, że niejednokrotnie okazuje się obecnością i wsparciem nie od tych, od których z uzasadnionych powodów w pierwszej kolejności mógłbym się jej spodziewać. Powiem wprost: nie przychodzi ona do mnie od Was, biskupów.

Czemu tak twierdzę? Odpowiedź pozwolę sobie najpierw zobrazować konkretną sytuacją z życia jednego ze znanych mi księży, z którym niedawno rozmawiałem. Ów duchowny, mający blisko trzydzieści lat kapłaństwa, kilka lat temu doświadczył głębokiego kryzysu swojego powołania i życiowej roli. Ponieważ nie mógł liczyć na zrozumienie, a tym bardziej na wsparcie swojego biskupa, szukał ratunku m.in. w pomocy psychologicznej. Przeszedł wielomiesięczną terapię, która pozwoliła mu pełniej zrozumieć siebie, odczytać własną historię i w efekcie ponownie odzyskać pragnienie i poczucie sensu tego, co robi jako ksiądz.

Mając to doświadczenie za sobą, duchowny ten zdał sobie sprawę, że znaczna część ludzkich problemów, z którymi styka się w konfesjonale, na katechezie w szkole i w innych sytuacjach duszpasterskich, wynika z rozmaitych słabości w sferze naszej psychiki, które ujawniają się pod wpływem życiowych okoliczności. Postanowił więc uzyskać głębszą wiedzę na ten temat poprzez specjalistyczne studia i praktykę terapeutyczną. Gdy potem wyjawił ten fakt przed biskupem w nadziei, że ten zechce spożytkować jego wiedzę i umiejętności, potwierdzone także stosownymi dokumentami, w diecezji (np. w sytuacji kryzysów innych księży), usłyszał jedynie pytanie: „A czy ksiądz miał zgodę od biskupa na odbycie tych studiów?”.

Owszem, mój znajomy takiej zgody nie posiadał, ani o nią nie prosił. Po prostu uznał, że nie może zadowolić się tylko wiedzą teologiczną w sytuacji, gdy skuteczna praca duszpasterska z konkretnymi ludźmi domagała się od niego także odpowiedniej wiedzy psychologicznej. Zatem w sensie formalnym ów ksiądz naruszył zasadę dotyczącą poinformowania biskupa o podjęciu studiów, choć na jego usprawiedliwienie mogę dodać, że dodatkowe zajęcia w niczym nie zaszkodziły realizowaniu przez niego normalnych obowiązków, które zostały mu zlecone w parafii, w której pracował. Ale, ktoś powie, prawo jednak złamał…

To tylko jedna z wielu znanych mi sytuacji, w których samodzielność księdza i przejawiana kreatywność uznane zostały przez biskupa za zagrożenie, bo wykraczały poza horyzont jego myślenia i wywołały trudny do zrozumienia lęk przed tym, co nowe i nieznane, choć przecież ewidentnie dobroczynne i potrzebne. Zadziwia zwłaszcza to, że nawet wobec pozytywnych skutków ujawniających się w tego rodzaju okolicznościach, zwycięża w Was zachowawczość połączona z przekonaniem o nadrzędnej roli swoiście pojmowanego posłuszeństwa.

Rozumiecie posłuszeństwo jako pełne uzależnienie, w którym nie ma przestrzeni na swobodną relację, autentyczność, szczerość, zaufanie. A przecież przyrzekając je biskupowi, wraz z symbolicznym gestem włożenia swoich rąk w ręce biskupa, ksiądz nie tylko wyraża zobowiązanie, ale także otrzymuje gwarancję troski o swoje dobro.

Granice wolności księdza

Drodzy Bracia Biskupi! Zapoznałem się również z Waszym najnowszym dekretem dotyczącym zasad występowania duchownych, członków instytutów życia konsekrowanego, stowarzyszeń życia apostolskiego oraz niektórych wiernych świeckich w mediach. Głośno było o nim w ubiegłym tygodniu w mediach i na portalach społecznościowych, a przede wszystkim wśród osób duchownych.

Choć media skupiły się głównie na wymogu zachowania pełnej identyfikacji duchownych w przestrzeni publicznej („zdjęcie profilowe w koloratce”), ja, czytając treść dekretu, zastanawiałem przede wszystkim się nad sprawą znacznie istotniejszą: granicami wolności osób duchownych, a więc także własnej wolności jako księdza, w Kościele.

Mam na myśli wolność związaną z żywionymi przekonaniami, możliwością ich jednoznacznego i wyraźnego publicznego wypowiadania, prowadzenia swobodnej dyskusji na tematy, które tylko pozornie wydają się już rozstrzygnięte. Jeżeli doświadczenie życiowe moje, innych księży i świeckich wielokrotnie wskazuje mi na wadliwość oficjalnego kościelnego nauczania albo szkodliwość wypowiedzi niektórych hierarchów, to co powinienem z tym zrobić?

Zgodnie ze wspomnianym dekretem wypowiadając się w mediach, „duchowni, osoby konsekrowane i członkowie stowarzyszeń życia apostolskiego powinni pamiętać, że są powołani do głoszenia nauki Chrystusa, a nie własnych opinii i poglądów, zwłaszcza takich, które mogą powodować zamęt, zgorszenie, wprowadzać podziały lub wywoływać negatywne emocje oraz do tego, by wiara i obyczaje wiernych nie doznały uszczerbku” (p. 4). Ale czy to oznacza, że moja rola jako księdza sprowadza się do biernego odtwarzania raz nagranego przekazu, który nie może ulegać żadnym modyfikacjom?

Co mam zrobić w sytuacji, gdy kontakt z konkretnym, żywym człowiekiem i jego autentycznym życiowym doświadczeniem wskazuje mi wyraźnie na potrzebę ponownej interpretacji słów Chrystusa i zmiany w kościelnym nauczaniu, a przynajmniej na konieczność jego ponownego przemyślenia i poważnego przedyskutowania? Albo gdy słowa oficjalnych przedstawicieli Kościoła (lub ich milczenie) powodują „zamęt, zgorszenie, wprowadzają podziały lub wywołują negatywne emocje”? Czy wobec takich sytuacji mam pozostać obojętny i dalej pełnić rolę bezmyślnego odtwarzacza starej, być może dawno już zdartej płyty, pocieszając się, że jestem wierny kościelnym przepisom?

Podcast dostępny także na Spotify i popularnych platformach

Zaznaczę, że nie chodzi mi o coś tak podstawowego, jak treści dogmatyczne czy główne zasady moralne, lecz o ich aplikację w realiach konkretnej ludzkiej egzystencji. Czyż nie jest tak, że w Kościele Chrystusa, zgodnie z Jego zamysłem, nigdy nie powinno chodzić o literę prawa, lecz o jego ducha? Czy więc to, co nazwaliście „powołaniem do głoszenia nauki Chrystusa” nie jest powołaniem do jej stale nowego odczytywania, interpretowania w świetle konkretnego ludzkiego życia i modyfikowania jej tak, aby „wypełnić prawo”, okazując sprawiedliwość większą niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów (por. Mt 5,17-20)?

„Ja nie potrzebuję słabych księży”

Pisząc ten list, wspominam duchownych, którzy odegrali w moim życiu szczególnie pozytywną rolę. Niektórzy z nich dziś nie są już w kapłaństwie – odeszli z niego, niekiedy naznaczeni pogardą i ostracyzmem. Powody były rzecz jasna rozmaite, ale był też wspólny mianownik dla wielu tych odejść: brak realnego wsparcia i szczerego zainteresowania ich życiem, ich problemami, niekiedy ich dramatami.

Pamiętam, jak jeden z odchodzących kolegów przywoływał słowa swojego biskupa z ostatniej rozmowy z nim, które były „gwoździem do trumny” w decyzji o rezygnacji. Gdy uczciwie wyjawił biskupowi swoje trudności i kłopoty związane z kryzysem wypalenia zawodowego (tak, ten kryzys dotyczy także księży, choć często mówi się, że kapłaństwo to nie zawód, lecz powołanie), hierarcha odpowiedział: „Ja nie potrzebuję słabych księży”.

Dlatego zastanawiam się dziś, czytając Wasz tegoroczny list do kapłanów, dlaczego znajduję w nim głównie wezwania do wytrwałego stawania pod krzyżem, do rachunku sumienia, do rezygnacji z tego, co nazwaliście realizacją własnego projektu. Nie neguję potrzeby tego wszystkiego, ale czemu nie dzielicie się z nami Waszym własnym doświadczeniem wiary i zmagań o nią?

Najbardziej brakuje mi Waszej otwartości, która pozwoliłaby na autentyczne wysłuchanie i poważne potraktowanie tych, którzy noszą w sercu podobne pytania do moich

ks. Adam Świeżyński

Udostępnij cytat

Facebook

Twitter

Dlaczego żaden z Was nie powie otwarcie, że też ma swoje ogrody oliwne, zaparcia się, ucieczki i zdrady? I że są one Wasze, a nie tylko Judasza, Piotra i pozostałych uczniów Jezusa. Bo nie możecie ich nie mieć, będąc ludźmi i następcami właśnie tych apostołów. Czemu więc nie wspominacie o Waszych kryzysach, wątpliwościach, buntach wewnętrznych, rozterkach i o radzeniu sobie z nimi – czyli o tym wszystkim, co byłoby daleko bardziej przekonującym i mobilizującym dla nas świadectwem niż suche, ogólnikowe, beznamiętne stwierdzenie: „Wierzymy, że Zmartwychwstały przygotował swoich uczniów i wyposażył Kościół we wszystko co potrzebne, niezależnie od zmieniających się okoliczności i kulturowych kontekstów kolejnych wieków”.

Przecież o Waszych problemach wiadomo publicznie. W żadnej innej krajowej konferencji episkopatu nie zdarzyło się więcej niż w Polsce przypadków postępowań sprawdzających prawidłowość postaw biskupów wobec problemów wykorzystywania seksualnego. W mediach pada informacja, że motu proprio „Vos estis lux mundi” od 2019 r. było podstawą co najmniej 40 dochodzeń, z czego 16 w Polsce i 11 w USA. Dlaczego Konferencja Episkopatu Polski nigdy na ten temat się nie wypowiedziała? Co my, księża, mamy odpowiadać ludziom, którzy nas pytają, dlaczego niektórzy z Was otrzymali watykańskie sankcje i dlaczego niektórzy z ukaranych owych sankcji nie przestrzegają?

I jeszcze: dlaczego milczycie, dlaczego nie reagujecie, gdy w bieżących rozgrywkach politycznych lub walkach światopoglądowych w sposób instrumentalny, całkowicie sprzeczny z Ewangelią, wykorzystywane są treści wiary, symbole religijne, wypowiedzi papieskie, nauczanie Kościoła?

Czemu Was nie ma?

Z takimi pytaniami (a jest to jedynie mała część kwestii rodzących się w moim umyśle po lekturze listu) zwracam się do Was, Bracia Biskupi. Nie zadowalają mnie bowiem gładkie formuły biblijno-teologiczne zawarte w Waszym liście, które sprowadzają całość mojego kapłańskiego życia do ewangelicznych paraleli, ani czysto formalne rozstrzygnięcia z dekretu, które mają za nic konkretnego człowieka – świeckiego czy duchownego – jego odczucia, przemyślenia, doświadczenia, niepewności, zmagania.

Nie zgadzam się na absolutne pierwszeństwo i bezwzględność kościelnego prawa niweczącego możliwość jawnego, otwartego i pozbawionego lęku wyrażania uzasadnionych wątpliwości, krytyk, sprzeciwu oraz na zamykanie dyskusji dosłownym użyciem słownej pieczęci „Episcopus locuta, causa finita”.

Ale najbardziej brakuje mi Waszej otwartości, która pozwoliłaby na autentyczne wysłuchanie i poważne potraktowanie tych, którzy noszą w sercu podobne pytania do moich. Dlaczego w Waszych listach do mnie nigdy nie znalazłem zaproszenia do dalszych poszukiwań i znajdowania nowych, także niekonwencjonalnych rozwiązań na gruncie wiary, ale i współczesnej wiedzy, które przekraczałyby oczywiste skądinąd wezwania do modlitwy, korzystania z sakramentów i wzmożenia gorliwości duszpasterskiej?

Czemu chowacie swoje twarze i serca za kolejnymi dyscyplinującymi dekretami i listami pełnymi pobożnych cytatów, które każdy ksiądz i tak zna na pamięć? Wreszcie na koniec: czemu wciąż, przez te wszystkie lata, rozmawiacie z nami, księżmi i świeckimi, listami? Czemu Was, jak w piosence Starego Dobrego Małżeństwa, „nie ma na odległość ręki”?

Czytaj także: Duchowość wyjścia w nieznane

Podobne tematy: wiadomosci, zdjęcia i wideo
Archiwum wiadomości
  • Cmentarz Komunalny
    Cmentarz Komunalny
    Na cmentarzu komunalnym w Sosnowcu zostanie wybudowane kolumbarium
    1 Lis 2022
    1
  • Huragan Kirk
    Huragan Kirk
    Ex-Kirk rządzi w Polsce. Alerty w ośmiu województwach
    10 dni .. temu
    2
  • Paris Jackson
    Paris Jackson
    Paris Jackson na gali Grammy. Zmieniła się nie do poznania ...
    6 Lut 2024
    5
  • AquaDom
    AquaDom
    AquaDom "wygląda jak po tsunami". Katastrofa akwarium w Berlinie
    16 Gru 2022
    1
  • Zdzisław Łęcki
    Zdzisław Łęcki
    Zmarł gwiazdor "Czterdziestolatka". Polacy pogrążyli się w rozpaczy
    24 Paz 2023
    4
Najpopularniejsze wiadomosci, zdjęcia i wideo w tym tygodniu